Wywiad z Agnieszką Panasiuk
Nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej i pisać o miejscach, których nie znam, których „nie czuję”. – mówi Agnieszka Panasiuk, autorka obyczajowo-historycznych książek rozgrywających się na Podlasiu. W maju ukaże się pierwszy tom jej nowego cyklu – „Sekrety Białej”. Rozmawiamy z okazji zbliżającej się premiery.
Magda Kaczyńska: 24 maja ukaże się nakładem Wydawnictwa Szara Godzina Pani nowa powieść „Kamienica”, rozpoczynająca czteroczęściowy cykl „Sekrety Białej”. Jak rozumiem, wszystkie tomy łączy Pani miasto – Biała Podlaska?
Agnieszka Panasiuk: Tak, ponownie przenoszę Czytelników w swoje rodzinne strony. Pochodzę z Białej Podlaskiej, która jest stolicą Południowego Podlasia. Z tym miastem związałam swoje całe życie To moje miejsce na ziemi, mój dom, moja mała ojczyzna. Tu się urodziłam, tutaj mieszkam i tutaj chcę pozostać na zawsze Nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej i pisać o miejscach, których nie znam, których „nie czuję”. Południowe Podlasie mnie inspiruje. Walory tego regionu nie zostały jeszcze w pełni odkryte, docenione, zbadane. Moja wyobraźnia ma tutaj duże pole do popisu. Przykład stanowi nowa seria powieściowa, w której moje rodzinne miasto stanowi główne miejsce rozgrywanej akcji.
M.K: W poprzednich książkach sięga Pani do Podlasia w XIX w. Czy i tym razem jest podobnie?
A.P: Postanowiłam zrobić sobie chwilę wolnego od ulubionego XIX wieku, którym raczyłam Czytelników w swoich poprzednich powieściach. Nie chciałabym zostać zaszufladkowana tylko do tej epoki i zanudzać bez końca tematyką powstań, życia codziennego, konwenansów, tradycji i obyczajów tamtych lat, które były niezwykle bogate. Postanowiłam poeksperymentować i tym razem nie sięgam aż tak daleko w przeszłość. Fabuła każdej z powieści nowego cyklu opiera się na współczesności, a retrospekcje historyczne sięgają czasów wojen światowych. Chciałam przekazać jak nieodległa przeszłość może wpływać na teraźniejszość, na życiowe wybory, decyzje, codzienność bohaterów we współczesności.
M.K: Czy opisane w „Kamienicy” wydarzenia zrodziły się w Pani wyobraźni, czy też – przynajmniej jeśli chodzi o wątek historyczny – mają początek w rzeczywistych wydarzeniach?
A.P: Zarówno główny wątek współczesny, jak i historyczny powieści są wytworami mojej wyobraźni. Wątek historyczny osadziłam w rzeczywistych wydarzeniach sprzed wybuchu wojny oraz czasów okupacji radzieckiej i niemieckiej na Południowym Podlasiu. Mimo znikomej ilości materiałów starałam się jak najwierniej odtworzyć życie społeczności żydowskiej w Białej Podlaskiej po przejęciu władzy przez Niemców, a później po ich decyzji o utworzeniu getta zobrazować panujące tam na co dzień warunki i przebieg jego likwidacji. Kamienica przy ulicy Janowskiej istnieje naprawdę, ale jej funkcja i historia, która się w niej rozgrywała nie miały miejsca w rzeczywistości. Brak materiałów, źródeł, wspomnień z tamtego okresu dotyczących zagłady bialskich Żydów zastąpiłam swoją wyobraźnią.
M.K: Marysia, Zuza, Anka i Dorota cztery przyjaciółki. Poznajemy je, kiedy są uczennicami liceum. Przyrzekają sobie, że wezmą swoje śluby w Białej, wybiorą sobie nawzajem suknie i nawzajem będą sobie drużbować. Dotrzymały obietnicy?
A.P: Przyjaciółki poznajemy jeszcze zanim dostały się do liceum i żyły nastoletnimi marzeniami o dorosłości. Jedna z nich – Dorota, której historia otwiera cały cykl ma w tym czasie obsesję na punkcie ślubów i wesel i wymusza na przyjaciółkach zdawałoby się irracjonalne obietnice, o których Pani wspomniała. Każda z dziewcząt jest inna, mają zróżnicowane charaktery i inaczej zapatrują się na kwestie ślubu. Po latach okazuje się, że życie każdej z nich potoczyło się odmiennie. Studiowały w różnych miastach, różne dziedziny. Dorota i Anka wróciły do rodzinnego miasta, Zuza i Marysia wybrały życie w stolicy. Zdawałoby się, że niewiele ich łączy i przyjaźń, która już przed laty była trudna nie powinna przetrwać, a jednak nie potrafią z niej zrezygnować. Czy pamiętają o obietnicy z ósmej klasy i czy jej dotrzymają okaże się na końcu powieści.
M.K: Ich losy toczyły się nie zawsze szczęśliwie. Kiedy spotykają się 10 lat później, Dorota, główna bohaterka „Kamienicy”, przeżywa trudne chwile…
A.P: To prawda. Anka jako bibliotekarka i pasjonatka historii marzy o stworzeniu działu informacji regionalnej, ale jej przełożeni zdają się torpedować te pomysły. Zuzanna zrobiła szybką karierę w branży architektonicznej i hedonistycznie korzysta z uroków życia starając się zagłuszyć wyrzuty sumienia. Marysia jest samotną matką mierzącą się z niezdiagnozowaną chorobą synka i wrodzonymi kompleksami. Dorota zaś przygotowuje się do uroczystości, o której marzyła od dziecka, do idealnego ślubu. Zdawałoby się, że jest w swoim żywiole, szczęśliwa, zakochana, ze świetlanymi planami na wspólną przyszłość ale w głębi duszy zaczynają targać nią wątpliwości i niepokoje. Kładzie je na karb ślubnego stresu i presji wywieranej przez narzeczonego, ale jest przekonana, że ten czas nie powinien tak wyglądać, że wymarzyła go sobie inaczej.
M.K: Tymczasem jej rodzice otrzymują tajemniczy list z Izraela, który budzi wątpliwości, czy wszystko, co wiedzieli o swoim pochodzeniu jest prawdą…
A.P: Rodzice widzą rozterki Doroty i nie chcą obciążać jej dodatkowo swoimi problemami dlatego nie dzielą się z nią otrzymaną korespondencją. Nie zdradzę za wiele, ale list w swoim wstępie niesie duży ładunek emocjonalny. Ciężar jest na tyle wielki, że państwo Rosolscy nie zdecydują się na jego dalszą lekturę. Skupią swoją uwagę na dołączonych do przesyłki dokumentach, które przekażą Michałowi, szefowi swojej córki z kancelarii prawnej. Zechcą sami rozwiązać wątpliwości zawarte w otrzymanej korespondencji. Oczywiście można się domyślić jak zareaguje Dorota na taką decyzję gdy przez przypadek dowie się o liście i o innej tajemnicy skrzętnie ukrywanej przez rodziców. Jej żywiołowy charakter nie pozwoli na bierność w tej sprawie.
M.K: I rozpoczyna śledztwo, które – dodajmy – zmieni jej życie w wielu wymiarach…
A.P: Prawnicze śledztwo będzie stanowiło dla Doroty odskocznię od ślubnych problemów, które zamiast maleć będą się napiętrzać. W rozwiązanie sprawy z dokumentami włączą się wszystkie jej przyjaciółki, każda wniesie od siebie coś kluczowego, pomocnego. Odkryją przy tym, że nadal są dla siebie ważne, że ich przyjaźń nie jest tylko pustym sloganem, a kłopoty tylko zacieśniają ich wzajemne więzi. Jednak tylko Dorota zdecyduje się na lekturę emocjonalnego listu z Izraela, co pozwoli jej spojrzeć na życie z innej perspektywy, pomoże podjąć nie zawsze łatwe decyzje i dokonać wyboru.
M.K: Nie możemy zdradzić, jak historia ta się kończy. Dodam tylko – nie tak, jak sugeruje początek😊 Lubi Pani zaskakiwać czytelników?
A.P: Staram się 😊 Chociaż nie lubię niespodzianek lektura ze zwrotami akcji jest dla mnie atrakcyjniejsza, niż płynąca jednostajnym tempem od wstępu do zakończenia. Nie wymyślam tych zaskoczeń sama. To moi bohaterowie, kierują moim piórem i moją wyobraźnią. Pomysł na powieść na początku tylko zakłada jej ogólnikowy zarys. Zazwyczaj wiem jak się zacznie i jak powinno się skończyć. Kluczowe jest tutaj słowo „powinno”, bo w trakcie pisania dochodzą nowe pomysły, które potrafią zmienić finał historii, źródła przynoszą nowe ciekawostki, które trzeba wpleść w fabułę. Efekt końcowy nierzadko bywa odmienny od założonego.
M.K: Genealogia jest coraz bardziej popularną pasją. Szukamy odpowiedzi na pytanie „skąd przychodzimy, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy”. Nie zawsze to łatwe, szczególnie jeśli dotyczy żydowskich korzeni, prawda?
A.P: Szukanie odpowiedzi na przytoczone powyżej pytania nigdy nie jest łatwe. Szczególnie jeśli dotyczy osób starszych i niepewnych swojego pochodzenia. Niestety zawirowania dziejowe, wojna, niepamięć i traumy sprawiły, że tożsamość wielu ludzkich jednostek jest zupełnie inna niż przypuszczały one przez szereg lat. Wiele z nich nigdy nie zastanowiło się nawet nad taką możliwością, inni szukali i szukają wnikliwie. Myślę, że nigdy nie dokonano szacunków ile polskich dzieci w wyniku działań wojennych straciło swoje prawdziwe rodziny, zostało przygarniętych przez sąsiadów czy zupełnie obcych ludzi i wychowanych jak swoje, ilu z nich zatraciło na zawsze swoją tożsamość. Bombardowania nie przebiegały przecież planowo, strzelano do uciekinierów na drogach, panował ogólny chaos i panika sprzyjające zagubieniu się. Ratowane od zagłady dziecko z getta czy obozu nie zawsze miało świadomość kim jest i skąd pochodzi. Często było na to po prostu za małe. Nie zawsze był czas, tak jak w przypadku mojej powieściowej Rachelki, by ktoś zapisał prawidłowe dane rodziny, a przekaz ustny mógł zostać zniekształcony. Nie chodzi tu z resztą tylko o społeczność żydowską. Polskie dzieci z Zamojszczyzny i nie tylko spełniające aryjskie normy rasowe bestialsko rabowano prawdziwym rodzinom i wywożono do Rzeszy oddając pod opiekę rodzinom niemieckim w celu germanizacji. Z tysięcy wywiezionych dzieci do Polski po wojnie powróciło około ośmiuset. Niejedną z takich historii przytacza w „Znajdzie” Katarzyna Kielecka. Zachęcam do lektury tej trudnej, ale ważnej powieści.
M.K: Jest Pani zarażona genealogią?
A.P: Niestety na razie nie odkryłam w sobie tej pasji. W Miejskiej Bibliotece Publicznej w Białej Podlaskiej prężnie działa Klub Genealogiczny, który skupia wielu członków i pozyskuje kolejnych zafascynowanych przeszłością swojej rodziny. Słyszałam, ze niektórym osobom udaje się dotrzeć do swoich przodków nawet z XVIII wieku. Bardzo żałuję, że do dnia dzisiejszego nie przetrwało drzewo genealogiczne, które pomagał mi wykonać mój dziadek Marian jako pracę domową z historii bodajże w czwartej czy piątej klasie szkoły podstawowej. Niestety stare zeszyty dawno, dawno temu trafiły na makulaturę.
M.K: W „Kamienicy” zabiera nas Pani w przeszłość Białej. Jak żyło się tu przed II wojną światową?
A.P: Mogę nie być obiektywna, ale wydaje mi się, że żyło się tutaj wygodnie, z dala od zgiełku wielkiego świata. Biała Podlaska w dwudziestoleciu międzywojennym przeżywała rozwój w każdej dziedzinie na niespotykaną dotąd skalę. Nadal pozostawała w cieniu największej metropolii okolicy czyli Brześcia (obecnie na Białorusi) stanowiąc jego rolnicze zaplecze, ale zyskiwała przy tym własną rangę. Szczególnie pod względem gospodarczym. Przemysł drzewny zlokalizowany tu od II połowy XIX wieku rozwijał się. W 1923r. z inicjatywy między innymi hrabiego Stanisława Różyczki de Rosenwerth powstała Podlaska Wytwórnia Samolotów czyli wytwórnia lotnicza od 1932 roku upaństwowiona. Inżynierowie skonstruowali tutaj ponad 30 rodzajów samolotów, wyprodukowano tysiące z nich, korzystając z bogatego zaplecza (31 ha) warsztatów, lotnisk testowych oraz wykształconej technicznie kadry. Wiązał się z tym rozwój demograficzny i urbanistyczny miasta, szczególnie jego dzielnicy Wola skupiającej osiedle robotnicze głównie z ludności napływowej z okolicznych wiosek. W mieście znajdował się też garnizon wojskowy, a 34 Pułk Piechoty odgrywał ważną rolę w kształtowaniu życia kulturalnego. Takiej liczby restauracji, kawiarni i kin jaka funkcjonowała w Białej w okresie dwudziestolecia międzywojennego nie dało się odtworzyć do dnia dzisiejszego. Ośrodek sportów wodnych na rzece Krznie dopiero się odradza czerpiąc z przedwojennych tradycji. Oczywiście były też minusy życia na prowincji takie jak opóźnienie we wprowadzaniu nowinek technicznych na przykład elektryfikacji czy jakość dróg i znaczne odległości od innych ośrodków miejskich. Myślę jednak, że klimat miasta i otaczająca go przyroda rekompensowały te niedogodności ówczesnym mieszkańcom.

