3 Szoty z Krystianem Ławreniukiem
…Ziemia Wróżek to książka o moich doświadczeniach z emigracji zarobkowej, przepuszczona przez filtr realizmu magicznego. Wszystkie postaci są prawdziwe, opisane przeze mnie wydarzenia również, ale pozwoliłem sobie na umieszczenie ich w nieco baśniowym anturażu, chociaż ta baśń przybiera niekiedy mroczne oblicze…
Czyt-NIK: „Ziemia Wróżek” to Pana debiut literacki. To historia o emigracji przedstawiona w tak realny sposób, jakby była opowieścią Pana historii. Ile w tej książce jest wymysłu, ile własnych doświadczeń życiowych?
Krystian Ławreniuk:
Dwadzieścia lat temu, jako student drugiego roku, wyjechałem po raz pierwszy do Anglii w celach zarobkowych. Później każde moje wakacje spędzałem w ten sposób. To były czasy, gdy wielu moich rówieśników wybierało takie rozwiązanie. Splot różnych przypadków sprawił, że trafiłem do pracy na wesołym miasteczku w małej, turystycznej miejscowości Dawlish, na styku hrabstw Devon i Kornwalia. Ludzie, z którymi tam pracowałem, byli nietuzinkowym zespołem pełnym niesamowitych historii. Już wtedy byłem pewny, że muszę to opisać.
Odpowiadając zatem na pytanie – Ziemia Wróżek jest bardzo mocno osadzona w moich własnych doświadczeniach.
Ja jestem obsesyjnie zakochany w prozie Márqueza, a przede wszystkim w „Stu latach samotności”. Realizm magiczny, bardzo charakterystyczny dla jego twórczości, idealnie nadawał się również do mojej opowieści. Nie miałem żadnych wątpliwości, że historie, które mam do opowiedzenia, będą dzięki temu zabiegowi bardziej plastyczne.
Można zatem powiedzieć, że Ziemia Wróżek to książka o moich doświadczeniach z emigracji zarobkowej, przepuszczona przez filtr realizmu magicznego. Wszystkie postaci są prawdziwe, opisane przeze mnie wydarzenia również, ale pozwoliłem sobie na umieszczenie ich w nieco baśniowym anturażu, chociaż ta baśń przybiera niekiedy mroczne oblicze.
Czyt-NIK: Od lat działa Pan na rzecz promocji sztuki. Proszę przyznać dlaczego warto dbać o dziecistwo kulturowe?
Krystian Ławreniuk:
To jest wbrew pozorom bardzo trudne pytanie. Sam nie wiem, jak to się stało, że od ponad 15 lat działam w stowarzyszeniu literackim, że pomagam w organizowaniu festiwali, spotkań autorskich, wystaw, a przy tym jeszcze działam w wydawnictwie. Zapewne duża w tym zasługa ludzi, którzy mnie otaczają. Pieniędzy z tego nie ma zbyt wiele, ale jest za to ogromna satysfakcja i możliwość poznania wielu niesamowitych osób. Po tylu latach trudno sobie wyobrazić, że człowiek nagle z tego wszystkiego zrezygnuje.
Każdy ma pewnie jakiś inny powód do tego, aby angażować się w działania na rzecz kultury i sztuki. W moim przypadku jest to po prostu fakt, że inaczej już nie potrafię.
A dlaczego warto dbać o dziedzictwo kulturowe? Cóż, jeśli jest w ogóle potrzeba zadawania takiego pytania, to znaczy, że nie dzieje się zbyt dobrze w tym kraju. Wspomniałem już, że mam obsesję na punkcie „Stu lat samotności”, posłużę się zatem cytatem właśnie z tego dzieła: „To już byłby koniec tego zasranego świata, gdyby ludzie podróżowali pierwszą klasą, a literatura wagonem bagażowym”.
Czyt-NIK: „Ziemia Wróżek” dotyka emigracji. Czyni to w jakże inny sposób – bez depresyjnych tonów, lecz ukazując ją w kontekście „przygody”. Dla jakiej grupy czytelnika adresuje Pan tę książkę? Czy w ogóle warto szufladkować odbiorców Pana prozy?
Krystian Ławreniuk:
Pisząc książkę, czy jakikolwiek inny tekst literacki, nigdy nie myślałem o tym, kto jest moim modelowym odbiorcą. Wydaje mi się, że czytelnicy sięgają po różne książki, w zależności od tego, na co mają akurat ochotę. Ja miałem przez ostatnie dwa lata maraton czytania reportaży, ale obecnie sięgam coraz częściej po beletrystykę, a od czasu do czasu – jako człowiek z fandomu – muszę przeczytać też coś z fantastyki.
Ziemia Wróżek to przede wszystkim opowieść o Anglii, której już nie ma. Ja miałem okazję trafić do tego kraju w momencie, gdy na prowincji każdy obcokrajowiec był wydarzeniem. Wesołe miasteczko, na którym pracowałem, było miejscem, które przyciągało różnych życiowych rozbitków – ludzi z bardzo dziwnymi historiami i doświadczeniami. Zebrałem je wszystkie, zmiksowałem, dodałem do tego magiczną atmosferę, z której słynie południowo-zachodnie wybrzeże Anglii i tak powstała ta książka. Jeśli ktoś ma ochotę na taką dziwną podróż, to zachęcam do lektury.