Wywiady

Wywiad z MARCELEM MOSSEM

Marcel Moss – to pseudonim tajemniczego autora profilu ZWIERZENIE. Jego debiutancka książka „Nie odpisuj” jeszcze przed premierą podbiła listy bestsellerów i sprowokowała czytelników i internautów do gorących dyskusji na ważne tematy społeczne, takie jak przemoc fizyczna i psychiczna, „hej” w Internecie czy samotność i anonimowość w sieci.

Autorem zdjęcia jest Bartosz Pussak

Zapraszam do wywiadu z Autorem książki „Nie patrz”.

„Nie patrz” to Pana druga książka, która tak samo jak „Nie odpisuj” spotkała się z wielkim zainteresowaniem czytelnikó Jednak chciałbym powrócić do początku. Jest Pan też założycielem profilu Zwierzenie? Co skłoniło Pana do jego założenia?

M.M:  Zwierzenie funkcjonuje na Facebooku i Instagramie. W moim zamyśle miało to być miejsce wolne od hejtu, którego w internecie jest aż nadto. Publikuję tam głównie przyjemne, wzruszające, dające do myślenia historie, które niosą nadzieję i stanowią idealną lekturę po ciężkim, stresującym dniu. Pierwotnie profil pełnił też rolę mojego pamiętnika – publikowałem na nim cyklicznie swoje osobiste zwierzenia. Robiłem to, bo sam zmagałem się z wieloma przeciwnościami losu i podobnie jak tysiące moich czytelników, czułem potrzebę podzielenia się swoimi przemyśleniami z innymi.

„Nie patrz” opisuje historię Ewy psychoterapeutki, która skrywa mroczną tajemnicę z przeszłości. Na ile ta historia jest odzwierciedleniem prawdziwych wydarzeń, a na ile Pana wymysłem?

M.M: Opisywane przeze mnie historie są w stu procentach fikcyjne, jednak – jak zauważają czytelnicy – można je bardzo łatwo odnieść do prawdziwego życia. W swojej twórczości skupiam się na aktualnych problemach, z którymi zmaga się społeczeństwo i nierzadko przemycam własne spostrzeżenia na temat otaczającej nas rzeczywistości. Nieobce są mi zjawiska hejtu i prześladowania w internecie. Sam padłem ich ofiarą, dlatego postanowiłem zbudować na nich fabułę swoich książek, by uświadomić odbiorcom, jak łatwo jest przekroczyć cienką linię odgradzającą zawiść od obsesji. Dotykam też tematów tabu, o których ludzie rzadko mówią na głos. Jeśli już, to wolą się nimi ze mną podzielić anonimowo.

Ostatnio na fanpage bloga zadałem czytelnikom pytanie „czy w świecie wirtualnym widzicie więcej korzyści, czy negatywnych stron? Ciekaw jestem, jaką Pan ma opinię na ten temat?

M.M: Uważam, że wirtualna rzeczywistość będzie odgrywała coraz większą rolę w naszym życiu, dlatego mimo jej wielu wad nie możemy od niej uciekać. Czy nam się to podoba czy nie, internet jest przyszłością, co widać idealnie na przykładzie obecnej sytuacji, gdy ludzie na całym świecie siedzą w domach i pracują zdalnie. Sam jestem osobą, której całe życie zawodowe i duża część prywatnego dzieje się w smartfonie. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że jestem uzależniony od internetu. Czy tak jest, ciężko powiedzieć. Wiem jednak, że kluczowe jest znalezienie równowagi między obiema sferami życia – tą fizyczną i wirtualną.

Na Pana profilu ludzie często zwierzają się z problemó Często są to problemy osobiste. Już ponad pół miliona Polaków zdradziło Panu swoje tajemnice? Zastanawiam się dlaczego tak dużo ludzi „wylewa” swoje problemy na forum, uwypukla je? Czy ma to czynnik terapeutyczny?

M.M: Ludzie zwierzają się mi w Internecie z prostego powodu – bo tak jest dużo łatwiej, niż porozmawiać o swoich problemach z najbliższymi osobami i ryzykować, że natrafi się na brak zrozumienia z ich strony. Żyjemy w wyjątkowo stresujących i dynamicznych czasach. Ludzie odczuwają nieustanną presję, a wszelkie ułomności są natychmiast piętnowane. Media społecznościowe kreują idealne życie, które wpędza społeczeństwo w – jak to nazywam – chorobę instagramową. Ludzie udają kogoś, kim nie są, pozornie lecząc w ten sposób swoje kompleksy. Wirtualny świat sprawia, że zanikają kontakty międzyludzkie. Coraz rzadziej  ze sobą rozmawiamy i coraz mniej siebie rozumiemy. Młodzi ludzie nie radzą sobie z ogromnymi oczekiwaniami ze strony dorosłych. Wydaje im się, że nikt ich nie rozumie. Z kolei dorośli już nawet nie próbują naprawiać relacji ze swoimi partnerami. Nie wiedzą, jak ze sobą rozmawiać. Wszystkie bolączki i frustracje popychają ich do anonimowych zwierzeń. W ten sposób nie ryzykują, że zostaną wyśmiani, skrytykowani lub – co gorsza – zignorowani. Dzięki moim dużym zasięgom zawsze jest szansa, że znajdą się osoby z podobnymi przemyśleniami.

Jak długo wił się Pan z myślą o napisaniu pierwszego thrillera zatytułowanego „Nie odpisuj”? Jak długo dojrzewała w Panu decyzja o przelaniu historii na papier?

M.M: Zawsze marzyłem o pisaniu książek. W czasach szkolnych byłem samotnikiem, który spędzał czas przed komputerem i codziennie przez kilka godzin tworzył najróżniejsze opowiadania. Gdzieś głęboko na komputerze mam schowaną m.in. ogromną powieść fantasy, która po wydaniu miałaby chyba z tysiąc pięćset stron. Nie planowałem jednak napisania „Nie odpisuj”, a gdy już w mojej głowie zaświtał taki pomysł – biłem się z myślami, czy powinienem informować o tym Zwierzeniowców, czyli członków społeczności skupionej wokół moich profili. Od początku prowadzę profile na Facebooku i Instagramie pro bono, traktując je jako hobby. Czytałem wiadomości na skrzynce po godzinach pracy i poświęcałem swój czas innym, nic z tego nie mając. Takie było jednak moje założenie. Nie chciałem być jak wszyscy influencerzy, którzy za pieniądze wciskają obserwatorom najróżniejsze produkty, których nawet nie używają. Uznałem, że jeśli tysiące internautów mają mi zaufać, to musi się to stać bez reklam. Z drugiej strony często słyszałem pytania o książkę. Wiedziałem, że ludzie jej oczekują. Wszyscy spodziewali się, że jeśli już ją napiszę, to będzie to zbiór niepublikowanych nigdzie wcześniej zwierzeń. Postanowiłem zaryzykować i wszystkich zaskoczyć. Do napisania thrillera o hejcie w Internecie, obsesji, prześladowaniu i ogromnej samotności pchnęły mnie wydarzenia z własnego życia oraz cała masa przemyśleń. Kluczowa była jednak rozmowa z czytelniczką, która chciała popełnić samobójstwo. Zacząłem się wtedy zastanawiać, co by się stało, gdybym odpisał na wiadomość, którą powinienem był zignorować, by zaoszczędzić sobie problemów i zmartwień. Napisanie thrillera było strzałem w dziesiątkę. Odbiór był wspaniały. Nagle okazało się, że opisane w książce problemy dotyczą praktycznie każdego z nas.

Internet to miejsce, w którym pozostawiony po nas ślad zostaje na zawsze. Często jeden błąd, może mieć nieodwracalne negatywne skutki. Jakie ma Pan dobre rady dla ludzi, którzy korzystają z Internetu?

M.M: Po pierwsze – uważajcie, co publikujecie w sieci. Zanim się opamiętacie, ktoś może zdążyć zapisać zdjęcie, filmik lub konwersację. Właśnie to spotyka Martynę, główną bohaterkę „Nie odpisuj”, której prywatna tyrada w mediach społecznościowych odbija się na jej życiu towarzyskim i zawodowym. Po drugie – bądźcie czujni i nie ufajcie wszystkim, których poznajecie w sieci. Nigdy nie wiadomo, kto znajduje się po drugiej stronie. Wreszcie po trzecie – nie wierzcie ślepo we wszystko, o czym czytacie w Internecie. Portale gonią za sensacją, ponieważ skandale i negatywne emocje powodują większą klikalność, a co za tym idzie, zyski z reklam. Z kolei internauci często wykorzystują internet do leczenia kompleksów i plucia jadem. Dyskusje rzadko są merytoryczne, a hejt dominuje niemal wszędzie – nawet na Facebooku, gdzie internauci podpisani są imieniem i nazwiskiem.

Na problemie hejtu w sieci zna się Pan jak mało kto. Zastanawiam się, dlaczego ludzie hejtują? Jaki to ma cel?

M.M: Hejtujemy, by leczyć swoje kompleksy, wyładować stres dnia codziennego i zgnębić tych, którym powodzi się lepiej od nas. Hejtujemy, bo w społeczeństwie panuje na to przyzwolenie.  Z agresją słowną spotykamy się wszędzie – w programach rozrywkowych, wywiadach z politykami, artykułach w sieci czy wpisach znanych osób w mediach społecznościowych. Nienawiść stała się częścią naszego życia i coraz rzadziej decydujemy się jej przeciwstawić. Dlaczego? Z własnej winy. Badania pokazują, że tylko 1% internautów przyznaje, że pisze krytyczne komentarze, by sprawić komuś przykrość. Cała reszta uważa, że hejt w ich wykonaniu jest tylko chęcią wyrażenia swojej opinii lub okazania niezadowolenia. Jednocześnie 2/3 internautów oskarża innych o złe zamiary. Podsumowując – widzimy problem wszędzie tylko nie w sobie.

Czy ofiary hejtu w Internecie pozostawione są same sobie? Czy mogą liczyć na pomoc? Gdzie ją znaleźć?

M.M: Walka z hejterami jest bardzo trudna i nierówna. Często kryją się oni za fałszywymi profilami, dlatego trudno ich namierzyć. W polskim prawie hejt wciąż jest słabo uregulowanym pojęciem. Przepisy uwzględniają działania, które mogą być motywowane „hejtem”. W skrajnych sytuacjach najlepiej zebrać dowody i zgłosić się z nimi na policję. Funkcjonariusze dysponują narzędziami, za pomocą których możliwe jest namierzenie autora gróźb oraz nienawistnych i kłamliwych komentarzy. Młode osoby dotknięte hejtem mogą szukać pomocy pod numerem telefonu 116 111. Istnieją też strony, na których można zgłaszać wszelkie przejawy mowy nienawiści w sieci. Są to m.in.:

Pana książki, choć dotykają trudnego i bolesnego tematu, są ważne. Na pewno uwrażliwiają, ukazując hejt w prawdziwej postaci. Proszę powiedzieć jaką radę, ma Pan dla osób, które padły ofiarą hejtu? Czy warto na niego reagować, odpisywać? Czy lepiej nie reagować? Odpisując pobudzamy pewnie żądze hejtującego?

M.M: Dla hejtera liczy się tylko to, żebyśmy go zauważyli i zareagowali. Dlatego najlepiej iść za radą widniejącą na okładce mojego pierwszego thrillera – NIE ODPISUJ. Nie rób tego, bo po pierwsze – nigdy nie wygrasz z hejterem w walce na argumenty. On nie stosuje się do żadnych zasad i skoro poświęca swój czas na prześladowanie cię, pomawianie, obrażanie i uprzykrzanie ci życia, to znaczy, że twoja reakcja tylko go rozjuszy. Z drugiej jednak strony ważne jest, by nie popełniać błędu, który popełniają bohaterowie mojej drugiej książki – NIE PATRZ. Oni nie patrzą, odwracają wzrok i pozwalają, by internauci nakręcali spiralę hejtu i sprawiali, że kłamstwo wypowiedziane sto razy staje się prawdą. Musimy patrzeć na hejt,  zgłaszać go i uświadamiać sobie, jak działają hejterzy i pamiętać, że zawsze trzeba poznać dwie wersje wydarzeń.

„Zwierzenie” to profil społecznościowy, w którym uczestnicy dzielą się swoimi tajemnicami. Proszę zdradzić Pana tajemnicę – jakie ma Pan plany na przyszłość? Czy czytelnicy będą mieli okazję przeczytać Pana kolejne książki i czy będą one tematycznie zbliżone do dwóch wcześniejszych?

M.M: Pisanie traktuję jako swoje hobby. Nie uważam się (jeszcze) za pisarza, mimo iż książki sprzedają się świetnie. Nie zamierzam przynajmniej na razie rezygnować z innych projektów zawodowych. Jest mi dobrze tak, jak jest. Kiedy kolejna książka? Tego nie wiem. Jestem typowym człowiekiem XXI wieku i czasu wolnego mam jak na lekarstwo. Może kiedyś uda się jeszcze coś napisać… 😉

DZIĘKUJĘ BARDZO ZA ROZMOWĘ. ŻYCZĘ DALSZYCH SUKCESÓW.

guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

jeszcze chwilka…